Lalki to prawdziwa moja pasja. Uśmiech dziecka, które przytula MOJĄ lalę jest dla mnie najpiękniejszy na świecie. Ten uśmiech to wiatr w moje żagle...
Moje lalki to...
Każda moja lalka waldorfska wypchana jest owczym runem, które ma specyficzne właściwości: pochłania zapachy (po pewnym czasie lala zaczyna pachnieć domem i swoją małą mamusią - co daje dziecku poczucie bezpieczeństwa), owcze runo długo utrzymuje ciepło, więc po chwili przytulania lala jest "cieplutka". Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że owcze runo jest antyalergiczne więc jest to lala bezpieczna dla wszystkich dzieciaczków.Ciało lali wykonane jest ze specjalnego trykotu produkowanego specjalnie na potrzeby osób szyjących lalki, trykot występuje w kilku cielistych odcieniach, które kolorem do złudzenia przypominają naszą skórę.
Włosy laleczek najczęściej wyszyte są z naturalnych włóczek ale czasami pokuszę się o zrobienie włosków naturalnych i takie lale przeznaczone są bardziej dla kolekcjonerów albo starszych dziewczynek.Wszystkie ubranka wykonane są ręcznie, szyję je, robię na drutach bądź na szydełku.
Każda lalka to wiele godzin pracy ale też i niesamowita przygoda i przyjemność tworzenia :)
poniedziałek, 29 września 2014
piątek, 26 września 2014
Ala
piątek, 19 września 2014
Magda
Po jakiejś pracowitej godzince (przecież kolejna laleczka czeka aż ją uszyję) podnoszę głowę, spoglądam na morze i co widzę!!!
Na miniaturowych surfingowych deskach, porozbierani do samych gatek (a widok mocno zabawny bo gatki z nogawkami w kwiatuszki, muchomorki, żabki ...) z rozwianymi brodami moje małe krasnalki szaleją, wrzeszczą, dokazują. Zaniepokojona patrzę na innych plażowiczów, nikt nie widzi moich krasnalków. Ludzie zajęci błogim nicnierobieniem. Nikt nie zwraca uwagi, nikt nic nie słyszy.
Cóż to? Czy nikt nie widzi moich małych łobuziaków. Nagle spostrzegam, że jedna mała dziewuszka przygląda mi się intensywnie, potem zerka na morze i znowu na mnie. Uśmiecham się do niej a ona podchodzi.
- Wiesz - mówi po angielsku - ONE WYSZŁY Z TWOJEJ TORBY!
- Wiem o tym, to moi przyjaciele.
- Ale ich nikt nie widzi.
- Tak... nikt oprócz nas. - Uśmiechamy się.
- Co robisz?
- Szyję Magdę. To laleczka. Niedługo skończę.
- Jak skończysz to mi pokażesz?
- Obiecuję.
Mała odchodzi do rodziców. jeszcze nie raz spotkamy się na tej plaży i będzie asystowała przy powstawaniu Magdy, śledziła zabawy krasnalków, zadawała wiele pytań i była moim prawdziwym cieniem :).
Rozglądajcie się dookoła, nauczcie się patrzeć na świat tak aby zobaczyć. ONE istnieją :)
wtorek, 16 września 2014
Koniec wakacji...i Mateja
Kiedy już dotarłam na miejsce dopadło mnie okropne przeziębienie. Niechętnie rozpakowywałam swoje bagaże zwalczając pokusę schowania się pod kołdrę. I nagle... szast! Prast! Coś wystrzeliło z kosmetyczki. Smyrgnęło! Cóż to? Mam aż taką gorączkę? Nie... nic i nikt mnie nie nabierze... zaglądam pod łóżko i cóż widzę? Zbitą w gromadkę moją ferajnę w czerwonych czapkach. Stoją, miętolą te swoje brody, przestępują z nogi na nogę, sapią, drapią się po głowach i oczywiście nikt nie patrzy mi w oczy.
- Co to ma znaczyć! Co Wy tu robicie małe potwory?
- Nie mogliśmy puścić Cię samej... - Trzęsibródka pierwszy zabiera głos. I nagle podniósł się raban, mówią wszyscy naraz ale ja już nie słyszę, świat gdzieś ucieka, ciemno... słabo...
Kiedy otwieram oczy wszystkie gębusie pochylają się nade mną, brody mnie łaskoczą po nosie, policzkach, uszach. Lepszej opieki nie mogłam sobie wyobrazić :) A co wyprawiali opowiem Wam następnym razem. Teraz przedstawiam Wam rodowitą Chorwatkę - Mateję. Imię ma po pewnej poznanej niezwykłej chorwackiej dziewczynie. Matejo gdziekolwiek teraz jesteś ślemy Ci całusy :)