Moje lalki to...

Każda moja lalka waldorfska wypchana jest owczym runem, które ma specyficzne właściwości: pochłania zapachy (po pewnym czasie lala zaczyna pachnieć domem i swoją małą mamusią - co daje dziecku poczucie bezpieczeństwa), owcze runo długo utrzymuje ciepło, więc po chwili przytulania lala jest "cieplutka". Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że owcze runo jest antyalergiczne więc jest to lala bezpieczna dla wszystkich dzieciaczków.Ciało lali wykonane jest ze specjalnego trykotu produkowanego specjalnie na potrzeby osób szyjących lalki, trykot występuje w kilku cielistych odcieniach, które kolorem do złudzenia przypominają naszą skórę.

Włosy laleczek najczęściej wyszyte są z naturalnych włóczek ale czasami pokuszę się o zrobienie włosków naturalnych i takie lale przeznaczone są bardziej dla kolekcjonerów albo starszych dziewczynek.Wszystkie ubranka wykonane są ręcznie, szyję je, robię na drutach bądź na szydełku.

Każda lalka to wiele godzin pracy ale też i niesamowita przygoda i przyjemność tworzenia :)

sobota, 29 sierpnia 2015

Nowa sukienka dla Zuzi

Nowa sukienka i nowe buciki. Wszystko zapakowane w kartonik z okienkiem. Każda dziewczynka musi mieć przecież ubranka na zmianę :)



czwartek, 27 sierpnia 2015

Zuzia lubi pomarańcze

Powstała kolejna Zuzia. Z przyczyn oczywistych, moja córka ma tak na imię, kocham wszystkie Zuzie miłością szczególną. I wszystkie dobrze znam. Spotkałam wiele Zuź i każda z nich jest w pewien sposób jak klon każdej. Szalone, szybkie, pełne emocji, ciekawe świata i bardzo towarzyskie. Każda ma zawsze uśmiech od ucha do ucha ale kiedy się złości to lepiej się gdzieś ukryć i przeczekać. Każda Zuzia wbrew swojemu energicznemu charakterowi jest wrażliwa i "mięciutka" w środku. Każdy kogo taka Zuzia kocha (rodzic, koleżanka, dziadkowie...) jest prawdziwym szczęściarzem ponieważ Zuzia potrafi kochać szczerze i bezwarunkowo...
Oto Zuzia :)

wtorek, 11 sierpnia 2015

Zające w kapuście

Ależ było ostatnio u nas zamieszanie. Wszystko przez te zające a tak naprawdę zajączki. Nie wiem jak i kiedy się pojawiły ale moje krasnoludki zrobiły prawdziwy raban. Kiedy z ogródka zniknęły wszystkie marchewki a kapusta została doszczętnie ogołocona z liści powiedziałam: BASTA!!!
Uwierzcie mi, że nie ma nic gorszego niż naprawdę zdenerwowana lalkowa mama - wszyscy domownicy o tym wiedzą ale nie zające... Jak się nie przysadziłam w zagonkach, rozcapierzyłam ręce, nastroszyłam spódnicę i fartuch, ukryłam za wielkim łopianem i CAP!!! Mam was wy wstrętne szkodniki. Zaglądam do fartucha i nie dowierzam, wyciągam za uszy trzy słodkie zajęcze dziewuszki. Zerkają na mnie wystraszone, brody im się trzęsą, łzy już płyną.
- Zostaw je Aniu!!! Drą się jak szalone wszystkie krasnalki. Patrzę na moje maluchy a one zapatrzone w te śmieszne zajęcze panny jak w obrazek. Oho!!! - myślę sobie - moje krasnalki chyba poczuły zapach miętki. Uśmiecham się i fryyyyy z fartucha na trawkę wypuszczam: Melę, Tulisię i Marcysię. Oto one:
Mela


Tulisia


Marcysia